Ratujemy klasyki – SKODA 105 S cz. II

SKODA ….

105-piątka stoi jeszcze u lakiernika, nie ma tak dobrze żeby wszystko szło gładko, zwłaszcza przy renowacji klasyka. Auto rozebrane, blachy spasowane, ale właściciel nie śpi – szuka, kombinuje, kupuje jakieś „graty” :). Niestety kto już ma za sobą ratowanie klasyka ten doskonale wie ile to pracy, wysłanych wiadomości, dzwonienia, szukania części tych jedynych najlepiej ładnych nowych nigdy nie zakładanych, a nie jest to łatwe, fabryki już nie produkują SKODY 105, Czechosłowacji też już nie ma, są za to ludzie kolekcjonerzy, handlarze, pasjonaci którzy posiadają części do naszych klasyków. W tym miejscu zaczynają się negocjacje cenowe itp. 🙂 Kupiliśmy części ile się dało, a niektóre elementy są takie bez polotu, nie pasują do tych nowych ładnych i tu zaczyna się etap szukania kolejnego fachowca.

Faza druga- części stare mają być jak nowe. Tyle ile uda się własnymi siłami coś pospawać, pomalować odświeżyć to super, ale podczas całej misji w pewnym momencie trafiamy na części, które muszą przejść profesjonalną obróbkę. Takich części w skodzie było sporo, aby je odnowić trafiły do ocynku, efekty zobaczcie na zdjęciach.

 

I tak etap drugi trwa w oczekiwaniu na powrót od lakiernika.

Już nie możemy się doczekać tej pięknej “Czeszki”  🙂

FSO POLONEZ konserwacja podłogi i jej wygłuszenie.

Nie koniecznie zabezpieczenie antykorozyjne podłogi musi być drogie, czasem też jak drogie nie oznacza dokładne. Mając trochę wolnego czasu podczas zimowania , i dach nad głową można to zrobić samemu. Dobry środek  antykorozyjny, nowe maty butylowe i nowy filc – to rzeczy które są niezbędne  do wykonania takiej operacji.

Każdy z Nas zna swoje auto doskonale, wie jak je porozkręcać i poskładać. Więc w pierwszej kolejności trzeba “ogołocić” środek do zera. Siedzenia, wykładzinę, filc, stare wygłuszenie wszystko “wylatuje” z auta. Po wyczyszczeniu podłogi sprawdzeniu czy nie ma ognisk rdzy, całą powierzchnię odtłuszczamy i przygotowujemy pod malowanie, po tych zabiegach bierzemy farbę antykorozyjną i do dzieła. Malujemy całą powierzchnię przynajmniej dwukrotnie z dbałością o szczegóły.

Farba antykorozyjna schnie, najlepiej zostawić ją na kilka dni i w tym czasie dobrze jest skompletować resztę potrzebnych rzeczy (filc, maty butylowe).  Mamy już pomalowaną i zabezpieczoną antykorozyjnie podłogę, czas na wyklejankę czyli tniemy i dopasowujemy maty butylowe.

Auto dobrze jest wykleić nie tylko w takich miejscach jak wyszedł z fabryki ale nic nie stoi na przeszkodzie aby wyłożyć całą podłogę (efekt super). Przy klejeniu dobrze jest mieć pod ręką wałek i nim dociskać matę do oklejanej powierzchni. Bardzo ważna rzeczy przy klejeniu auta matami !!! pamiętajcie o zaznaczeniu sobie miejsc na śruby – po zaklejeniu ciężko będzie je namierzyć!!! W tym przypadku polonez został wyklejony w każdym możliwym miejscu.

Wnętrze pomalowane, wyklejone, dopasowane. Czas na wyłożenie filcem zgodnie z techniką i zamysłem jaki stosowano w halach na Żeraniu. Filc nie za gruby nie za cienki, musimy pamiętać, że  jeszcze  trzeba położyć wykładzinę i muszą zgrać nam się  otwory na pasy, listwy progowe,  jak również idzie jedną stroną wiązka z instalacją i dobrze żeby nie było nie potrzebnych górek. Filc najlepiej odwzorować ze starego materiału, który został zdemontowany przy rozbiórce na samym początku (dobrze jest go nie niszczyć i za wcześnie nie utylizować).

 

Wyłożona podłoga to czas na ostatni etap czyli, wykładzina wraca na swoje miejsce. Najlepiej w tak zwanym między czasie oddać ją do czyszczenia, prania chemicznego i taką czystą zamontować w aucie. Dzięki temu pozbywamy się nieprzyjemnych zapachów piachu brudu i mamy częściowo odświeżone wnętrze. Teraz nic innego nie pozostaje jak składać i na zloty 🙂

Nie jest to może super idealnie i profesjonalnie napisany tekst w stylu zrób to sam i prawdopodobnie pominąłem też jakieś szczegóły, ale ten wpis miał pokazać jak można własnymi siłami zadbać o stan naszych ukochanych klasyków. W moim przypadku nie było dziur w podłodze i nie trzeba było korzystać z usług specjalistów co niewątpliwie ułatwiło pracę przy “Borewiczu”.